Kleń

Dzień klenia

O syndromie lenia nie będę wspominał, chociaż właśnie wspominam, więc obiecuję, że to ostatni raz. Nad kanałem zjawiam się po godzinie 16.00. Jak na sobotę to muszę stwierdzić, że nie ma dużo spacerowiczów i rowerzystów.
A to ma duże znaczenie przy połowie kleni w kanale, który jest czasami bardzo mocno okupowany przez ludzi pragnących odpocząć na łonie natury. Zauważyłem, że kleń zaczyna popołudniowy żer tym później im większy jest ruch na deptaku i na wodzie.
Dzisiaj jest spokojnie, więc po cichu liczę na klenia …
…Na dużego klenia.
Łowienie zaczynam około 70 metrów przed Lockiem 76.

To jest zakręt kanału z arcyciekawym drugim brzegiem! Tamten brzeg jest bardzo zakrzaczony i do tego są podtopione korzenie okolicznych drzew i krzaków wzbogacone w zwaliska.
Nie mam ochoty tracić tam przynęt w częstych zaczepach, więc decyduję się na wariacki krok, a mianowicie na zastosowanie żyłki 0.27 mm.!!! Nigdy nie widziałem takiej żyłki przy połowie kleni, ale nie mam wyjścia. Przy zastosowaniu takiej żyły moje małe kleniowe przynęty nie lecą nawet do połowy szerokości kanału w tamtym miejscu.
Kombinuję z ciężarem główki przy miękkich przynętach. Mam ciekawego zielonego twistera 4 cm. ze srebrnym brokatem. Jest zielony jak majowa trawa.
Nie dość, że tak pięknie wygląda w ostrym kwietniowym słońcu to jeszcze ta praca.
Nie zastanawiam się długo i dozbrajam go ciężką główką w kształcie monety. Jest bardzo ciężka jak na kanałowe warunki (7 gr.), ale ciężar ten pozwala mi na właściwy rzut pod drugi brzeg. Kształt natomiast w połączeniu z grubością żyłki i nurtem kanału sprawia, że opad jest dużo wolniejszy. A o to chodzi.
Gruby leniwy kleń z Grand Union Canal musi mieć bardzo dużo czasu na podjęcie decyzji o ataku przynęty.

Tutaj nie ma mowy o szybkim i nie precyzyjnym podaniu przynęty. Przynętę trzeba podać pod sam drugi brzeg, który dla zwykłego przechodnia jest niedostępny, bo jest zamknięty. Dlatego duży kleń przebywa w sąsiedztwie drugiego brzegu i tylko wyłącznie stoi przy dnie łowiska. Przynętę trzeba prowadzić jak najwolniej i a ruch przynęty powinien naśladować chorą rybę, płaza…
To bardzo prowokuje tutejsze klenie do ataku. Taką zasadę stosuję w dniu dzisiejszym. Nie ma co się śpieszyć z dotarciem do moich bankowych miejscówek, więc do całkowitego spokoju koncentruję się na tym odcinku kanału.
Dokładnie obławiam cały zakręt najeżony zaczepami. Przynętę rzucam jak najbliżej drugiego brzegu i po wolnym opadzie ściągam ją nieregularnym tempem .
Po kolejnym rzucie przy samym drugim brzegu mam branie z opadu! Po silnym uderzeniu w mojego twistera kleń kieruje się w zaczepy! Widzę , że co w rodzinie to nie zginie. Kleń lubi po braniu uciekać w różne zawady, więc zatrzymuję palcem świszczącą szpulę i odciągam go siła od jego niecnych zamiarów.
Udało się! Próbę siłowego zatrzymania wytrzymał hak, więc to już kwestia minuty i kleń ląduje w podbieraku.
Nie jest taki duży, ale przysporzył mi sporo kłopotów. Mierzenie, fotka i wraca do wody.
Miał 44 cm. długości.

I niech tak ktoś teraz powie, że w ekstremalnych przypadkach nie można łowić kleni na tak grubą żyłkę jaką jest żyłka 0.27 mm.
Jak jest taka potrzeba to można.
Po obłowieniu sąsiedztwa Locku 76 przenoszę się za śluzę i obławiam prostkę, aż do autostrady.
Są tu klenie, ale w lutym i w marcu było tu ich zdecydowanie więcej. Teraz jakby znikły z tego odcinka.
Gruba żyłka nie jest tutaj mi potrzebna, więc powracam do żyłki 0.14 mm. i cały czas trzymam się drugiego zakrzaczonego brzegu.
W pewnym momencie na perłowego twistera 3 cm. mam branie. To na pewno nie jest kleń.
Po krótkim holu wyciągam okonia. Ładny. Miał 30 cm. długości.

Oby takich więcej się trafiało.

Jadę za autostradę. Tutaj mam miejscówki na dużego klenia.
I co najważniejsze, wiem, że one tam są tylko przeważnie są nie do złowienia z marszu. Trzeba je wychodzić, jak każdą większą rybę.
Po około godzinie łowienia mam naprawdę ostre kopnięcie! Ryba po braniu w szybkim tempie wysnuwa około dziesięciu metrów żyłki i staje blisko drugiego brzegu.
Dokręcam hamulec i zaczynam dość siłowy hol w celu szybkiego zmęczenia ryby i jak najszybszego wyholowania jej.
Wypuszczanie ryb mobilituje do szybszych holi. Jeśli ryba ma wrucić do wody w lepszej kondycji to trzeba pogrubić sprzęt i trochę „przycisnąć „rybę w czasie holu, a na pewno wróci wtedy do wody w lepszej kondycji. I tak robię teraz.
Szybki siłowy hol i mimo płytkiego zapięcia ryby jakoś udaje mi się ją wprowadzić do podbieraka.
Mierzę szybko klenia, robię fotkę… Tłuścioch miał 47 cm. długości.

Jestem naprawdę szczęśliwy.
Pędzę dalej, gdyż wiem, że tłuste klenie z nad Grand Union Canal rozpoczęły żer na całego!
Staję na mojej bankowej prostce i łowię na woblerka Salmo (imitacja wzdręgi).
Rzut pod przeciwległy brzeg, sprowadzenie woblera w okolice dna i powolne jego prowadzenie jak przy połowie leniwych późnojesiennych szczupaków.

W pewnym momencie mam tradycyjne kleniowe uderzenie!
Ryba wysnuwa kilka metrów żyłki i robi przepiękne salto!!! Pierwszy raz widzę klenia tak skaczącego.
Robi to na mnie naprawdę duże wrażenie.
Po przepięknym salcie kleń odjeżdża jeszcze kilka metrów i zatacza ładny łuk w stronę mojego brzegu.
Jest tam zatopiona duża gałąź, więc podejrzewam, że będzie próbował tam się schronić.
Nie mogę do tego dopuścić. Siłowy hol jest czasami dobry na wszystko. Odciągam klenia od tej gałęzi, jeszcze kilka odjazdów i jest w podbieraku. Mierzę… Ma 49 cm. długości. Jest piękny i niesamowicie gruby!

Wypuszczam go i łowię tuż obok tego miejsca.
Kleń zaczyna oczkować i zbiera z powierzchni owady, więc jest to doskonały okres, żeby połowić mniejsze sztuki.
Nie mylę się. Szybko łowię trzy klenie 25 cm., 25 cm. i 27 cm. długości. Zmierzcha się. To doskonały okres na grubego klenia. Marzę o „sześćdziesiątaku”, więc koncentruję się najlepiej jak mogę. Nie kombinuję już z przynętami tylko łowię na moje bankowe przynęty. Rzut pod przeciwległy brzeg i powolne ściąganie przynęty łukiem do brzegu tuż przy dnie.
One tam siedzą, więc…
Mam branie. Kleń jednak nie jest duży, więc szybko sobie z nim daję radę.
Miał 32 cm. Sześćdziesiątaka nie złowiłem, ale nadzieja pozostanie, że może następnym razem…

Przemek Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *