kleń w kwietniu

Magia świtu

Kocham świt. Jest w nim coś magicznego. Wszystko co żywe budzi się do życia… Zaczyna się nowa walka, nowa przygoda…
W tym dniu się przemogłem i zjawiam się o świcie nad kanałem. Nie obławiam odcinka od locku 76 do autostrady tylko jadę od razu na swoje sprawdzone miejscówki za autostradą. Mijam rozlewisko, duże gniazdo łabędzi i staję nad moim odcinkiem, gdzie złowiłem najwięcej kleni.
Jest jeszcze przed wschodem słońca, więc zaczynam hałaśliwie.
Na pierwszy ogień idzie wobler własnej roboty. Ma dość mocną drobną akcję, więc jestem dobrej myśli.
Pierwsze pół godziny łowienia przynosi tylko jedno pobicie. Zaczyna wschodzić słońce…
Kolejne rzuty…

… woblera prowadzę tuż przy dnie bardzo powoli, łukiem do brzegu, wykorzystując przy tym słaby nurt kanału.
Mam wreszcie pobicie w środkowej części łowiska.
To na pewno kleń, bo branie było charakterystyczne dla tego gatunku. Ze względu na solidniejszy już sprzęt nie chodzi mi długo na kiju, pewne podebranie podbierakiem i mogę go podziwiać przez krótką chwilę. Fota, mierzenie.
Delikatnie wkładam go do wody… Chwilę oddycha i sam startuje mi z ręki. Miał 46 cm. Niech rośnie…
Potem nastała zupełna cisza. Nie pomagały zmiany przynęt, miejscówek. Kombinuję z przynętami, kształtami główek przy przynętach miękkich. Próbuję opadu, może okoń się skusi??
Mam jednego. Ma 17 cm. Wziął jednak na woblera własnej roboty. Widzę nie służy rybom ta piękna słoneczna pogoda i brak opadów od ponad dwóch tygodni. Woda w kanale jest coraz niższa, więc może to od tego obserwuję coraz mniejszą ilość brań kleni i okoni??
Sam nie wiem …

Przemek Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *