klenie o świcie

Syndrom lenia

Nie jest ze mną za dobrze. Mam chyba dziwny syndrom lenia, ale powiem, że totalnego lenia. W piątek niestety grillowaliśmy i trochę za dużo wypiłem, więc na łowisku zjawiam się dopiero o szóstej rano. Dobrze, że w ogóle jestem. Omijam moją ulubioną prostkę przy Locku 76 i pędzę na moje bankówki. Znowu zaszywam się w krzakach i dumając jeszcze, łowię. Są pierwsze puknięcia. To dobry znak. Tylko jeszcze nie wiem co to jest. Podejrzewam, że to małe klenie. Biorą przy drugim brzegu i jest to duży problem, który objawia się niestety nie za dobrą celnością rzutów w dzisiejszym dniu. Ale jakoś udaje mi się kilka razy dokładnie rzucić i łowię dwa klenie 25 cm. i 26 cm. Zmieniam miejsce. Staję jakieś pięćdziesiąt metrów obok tego miejsca. Miejscówka brzydka i mało urokliwa, ale ma coś w sobie, bo wiem, że są tu ryby różnej maści. Kilka rzutów i ma ostre branie. Szczupak jak się okazuje z zaskoczenia robi imponujące salto (oceniłem go na lekko ponad kilogram) i w najprostszy sposób tnie mi mojego ostatniego woblerka własnej roboty. Nie jestem pocieszony, bo ta przynęta była dla mnie magiczna. Dobrze, że w kotwiczkach likwiduję zadziory, więc mam nadzieję, że ryba szybko oswobodzi się z niechcianego kłopotu.
Przesuwam się teraz wzdłuż kanału w stronę Kings Langley i mozolnie obławiam każdy zakamarek kanału prowadząc przynętę tuż przy dnie. Są co prawda brania, ale są to małe klenie, które łowię w dużych ilościach. Potem jak już czułem te ich delikatne puknięcia to starałem się nawet już nie reagować, bo po co kaleczyć im pyski. Są małe, więc należy dać im spokój. Przesuwam się dalej o coś dziwnego zaobserwowałem.
Dziwnego i nie wytłumaczalnego na dzień dzisiejszy.
Mianowicie chodzi o dziwne brania z którymi nie spotkałem się nigdy przedtem.
Chociaż nie wiem, czy to słowo branie to dobre określenie na takie zjawisko, bo to wcale może nie być branie.
Zauważyłem to już wcześniej, ale nie przypatrywałem się temu tak jak dzisiaj, bo dzisiejsze brania były znacznie mocniejsze… Branie takie objawia się dziwnym uderzeniem. To jest na tyle dziwne, jakby wyglądało mi po prostu na najechanie ryby woblerem. Ryby, która przebywa aktualnie przy dnie. W początkowej fazie czuje się lekkie uderzenie (kontakt z rybą), a później jakby poprawkę (podejrzewam, że ruch ryby wywołuje odczucie drugiego uderzenia) i cisza! Nie mogę nigdy zaciąć, a czekanie, aż ryba sama się zatnie też nie przynosi rezultatu. Może nie długo dowiem się co to jest i co wywołuje takie następstwa. Tymczasem łowię dalej…

Dochodzę do połowy mojego bankowego odcinka. Łowi tam Anglik na feddera. Staję przed nim jakieś czterdzieści metrów i obławiam cały teren woblerkiem.
W pewnej chwili mam silne uderzenie. Kleń po braniu kieruje się z nurtem kanału i naprawdę ciężko go było zatrzymać. Jeszcze dwa odjazdy i mogę go podebrać podbierakiem. Jest na chwilę mój. Krótka sesja zdjęciowa, mierzenie i wypuszczam klenia na oczach miejscowego angielskiego wędkarza.
Kleń miał 42 cm. Gdy mijałem potem Anglika to jak to oni, musiał zagadać i wypytać się o szczegóły. Odpowiadam mu na pytania i mam wrażenie, że jakby nie dowierzał, że na tego woblerka mogłem złowić tą piękną rybę. No, ale nie będę go przekonywał, bo oni są zakochani w spławku i gruncie i karpiarstwie. Nic mi do tego. Na zakończenie rozmowy pokazuje mi zdjęcia swoich potworów, które złowił w Grand Union Canal. Zdjęcia niemal powalają mnie z kolan, bo te karpie i klenie, które złowił na swojego feddera są naprawdę piękne. Aż dziw mnie bierze, że takie ryby tu pływają. Ten kleń z jego zdjęcia miał na pewno ponad sześćdziesiąt centymetrów.
Żegnam się z nim i łowię w niedalekiej odległości od niego. Udowadniam mu znowu skuteczność spinningu łowiąc na jego oczach klenia 35 cm.
Klenia natychmiast wypuszczam, a On gestem gratuluje mi połowu. Może też przekona się do spinningu?? Kto wie …

Przemek Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *