majowe klenie

Wiosenny kleń (część 3)

Kolejny świt nad wodą. Mam problemy, żeby wstać o umówionej przez siebie godzinie. Dojeżdżam nad kanał jeszcze lekko zaspany. Rozkładam sprzęt i wykonuję pierwsze rzuty Raczkiem MisterTwister. Ma świetną agresywną akcję, która podczas tej pory dnia może mi tylko pomóc. Jeśli chodzi o mnie to potrzebowałbym teraz prawdziwej kawy. Moje rzuty daleko odbiegają od normy, więc klnę pod nosem i próbuje się skupić. Teren do mostu jest pusty. Przenoszę się na prostkę za most i powtarzam scenariusz z poprzedniego odcinka. Mijam kilka ciekawych miejsc, które powinny trzymać klenie. Sprawdzam kilka przynęt, dwie techniki prowadzenia ich i stwierdzam, że będę musiał się dużo nałazić zanim coś złowię. Dochodzę do drugiego mostu.

Staję nad swoją pewną poranną miejscówką i zaglądam do pudełek. Mam kompletny mętlik w głowie. Nie wiem co zapiąć do agrafki. Jeszcze chwila zastanowienia i wybór padają na poczciwego białego twistera. Sam nie wiem co uderzyło mnie by spróbować na przynętę, która czasami dawała mi chwilę radości. Może brak brań?? Może monotonność łowienia na woblery?? Sam nie wiem. Twistera zbroję w „moją główkę” i posyłam pod krzaki w miejsce, gdzie zaczyna się głębsza rynna.

Próbuję łowić na klasyczny opad z przytrzymaniem by opóźnić go. Dobra metoda na klenia, ale nie zawsze skuteczna. Nic się nie dzieje. Trochę z przekory zmieniam przynętę na ostro schodzącego woblera firmy …

Nigdy na niego nic nie złowiłem. Ma dobre zejście w dół, więc jest skuteczny w głębokich miejscach zaraz po starcie. Ledwo dwa rzuty i przy krzakach mam piękne uderzenie!!! Tnę w tempo i widzę jak kleń zaczyna mi wybierać żyłkę. Lubię ten moment, bo wiem, że ryba jest nie tuzinkowa i zapowiada się fajna zabawa. Kilka odjazdów i przejmuję inicjatywę. Jeszcze chwila i mam go w podbieraku.

Szybko ustawiam aparat i robię dwa zdjęcia. Fajnie wyszedł… Miał 50 cm. Odczekuję chwilę, by wszystko wróciło do normy i ponawiam rzuty. Nic się jednak nie dzieje, więc rozpoczynam „owadzie” łowienie.  Na początek Big Ant Rebela potem Raczek tejże firmy. Staram się rzucać jak najbliżej krzaków, ale na marne.

Kątem oka widzę wędkarza podążającego w moim kierunku. Szybkie spojrzenie na sprzęt. Widzę spinning (lekki zestaw) i obrotówkę jako przynętę. Jakoś nie dowierzam. Spojrzenie na owego waszmościa uświadamia mnie, że to nie obywatel Anglii.

Ów obywatel zagaduje mnie i tak się poznajemy. Grzesiek, bo o nim mowa przyjechał nad Grand Union Canal po przeczytaniu artykułów w pewnym internetowym serwisie i zwabiony ładnymi kleniami próbuje tutaj swojego szczęścia.

Od tej chwili łowimy razem. Mój nowy kolega opowiada mi o wczorajszym dniu i jego pięknym połowie. Łowił na obrotówki i wyholował kilka pięknych kleni. W rozmowie wyjawiam mu, że trochę jestem zdziwiony jego wynikiem. Łowił przecież na obrotówki, na które Ja nie miałem, aż takich efektów w postaci „czterdziestaków”. Chyba jednak będę musiał zaopatrzyć się w kilka modeli Effzetów nr.1 i2 i na jesieni spróbować czegoś innego.

Wędrujemy na północ. Kilka pewnych miejscówek jest pustych. Dopadamy dobry zakręt koło pól golfowych The Grove Hotel. Kilka rzutów i zacinam pięknego klenia. Powiem szczerze, że klenie z tej miejscówki maja temperament i ciągną z siłą parowozu. Opanowuję sytuację i podbieram klenia. Wspólna fotka i wypuszczam zdobycz do wody. Kleń miał 48 cm. Dochodzimy do miejsca koło 76 Locku.

Jest tutaj ciekawie, ale trafienie porządnej ryby czasami graniczy z cudem. Mimo, że miejscówka jest piękna często wracam stąd o kiju. Grzesiek zaczyna tradycyjnie obrotówką. Zapina Effzeta nr.1 do agrafki i próbuje szczęścia mimo tego, że Ja łowię uparcie na swoje wobki różnej maści i wielkości.

Kilka ładnych rzutów pod krzak i ma wreszcie branie. Gruby kleń walczy zaciekle, ale poddaje się szybko. Podbieram go Grześkowi i robię mu kilka pamiątkowych fotek. Później pora na mojego „Prosiaka”. Zapinam go na mojego niezawodnego Lake’a firmy Dorado. Wziął na skraju podtopionego krzaka. I w tamtym terenie miał się na prawdę dobrze. Podbieram go szybko. Kolejna fotka do archiwum i mogę go wypuścić. Miał 47 cm. Wędrujemy cały czas na północ. Mijamy Lock 76 i obławiamy prostkę. Na jej końcu łowię klenia. Wziął, gdy wyjmowałem przynętę z wody. Miałem radochę, bo zaskoczyło mnie to branie całkowicie. Szybko holuje „trzydziestaka” i i jeszcze szybciej wypuszczam.

Następne miejscówki za zjazdem na autostradę są kompletnie puste. Docieramy, aż pod samo Abbot Longley. Obławiamy ciekawe przewężenie kanału i ciekawy drugi brzeg. Tutaj mam dwa „dwudziestaki”. Podejmujemy decyzję o powrocie.Podczas powrotu zaglądamy jeszcze w kilka miejsc. Na jednym z nich mam potworne uderzenie w moją Rapalę JSR04SD. Nawet nie muszę zacinać. Kleń to robi za mnie. Od tej chwili mogę się rozkoszować długim odjazdem w stronę korzeni. Zatrzymuję ledwo rybę i próbuję przejąć inicjatywę, ale na marne. Kleń robi kolejny długi, ale powolny odjazd i się wypina. Stoję z luźną żyłką i czuję jęk zawodu. Być może wypiął się kleń życia??

Na kolejnym miejscu Grzesiek zacina klenia. Szybki hol i ma go na brzegu. Kolejne zdjęcia trafiają do mojego archiwum. Miał 48 cm. długości. Idąc w stronę River Gade rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Docieramy wreszcie nad rzekę. Grzesiek łowi w przyujściowej części Gade. Ja idę pod nawisy.

W pewnym momencie widzę go jak walczy z kleniem. Kij ostro się wygina i przywiera literę U. Mam pewność tego, że kleń jest przedniej marki i prędko się nie podda. Grzesiek po podebraniu mierzy rybę. 52 cm. Największy kleń wyprawy. Pod nawisami nic się nie działo, oprócz jednego wyjścia. Lecę na „dół”.

Kilka rzutów i szybko łowię jedną sztukę. Mierzenie 41 cm. Dołącza do mnie Grzesiek i łowimy jeszcze chwilę razem. Ta wyprawę musimy niestety skończyć. Obowiązki domowe wzywają, niestety. Było jednak udanie i może następnym razem padnie” sześćdziesiątak”. Zobaczymy.

***

Popołudniowa wyprawa z Maćkiem. Umawiamy się przed 18 koło mostu, tuż obok The Grove. Jeszcze przed przyjazdem Maćka łowię przed mostem i testuję kilka nowych przynęt australijskiej firmy River2sea. Firma ta jest znana z ekstrawaganckich przynęt. Ma w swoim arsenale pasikoniki, pszczoły, pająki, chrabąszcze, które oczywiście są sztuczne i wykonane są z plastyku. Te przynęty właśnie trafiły do mnie i mogę je przetestować. Szkoda, że nie mogłem ich mieć wcześniej.

Na wspomnianym miejscu mam ostre huknięcie w Beee Cranka, ale ryba się nie zacina. Powód??? Wyciągam przynętę z wody i okazuje się, że dwie kotwiczki są spięte. To częsty przypadek i zawsze kończy się źle dla mnie. Przykład – brak zacięcia. Macka odnajduję po drugiej stronie mostu. Nie zgadaliśmy się i łowił tuż obok. Od tej chwili łowimy razem. Zaczynamy na pierwszym zakręcie, gdzie maciek ma swoje ulubione krzaczki. Nie mam żadnych miłych wspomnień z tymi miejscami, ale przystaje na propozycję wspólnego łowienia w tym miejscu. Co się odwlecze to nie ucieczce!

Maciek ma swój dzień i w kilku rzutach zapina „czterdziestaka”. Dość szybki hol uwieczniony jest pewnym podebraniem ryby. Szybka sesja zdjęciowa i kleń trafia do swojego królestwa. Przechodzimy na kolejne miejscówki. Naprzeciwko The Grove Hotel na moją cudną wręcz Rapalę JSR04SSD mam cudne wręcz przytrzymanie! Nie wierzę, w to co widzę, ale mam szczupaka na kiju! Nie żebym był zaskoczony, bądź uszczęśliwiony jak małolat, ale szczupak na kleniowym zestawie to mój wróg publiczny numer jeden. Delikatny kij, cienka żyłka, mała przynęta i brak przyponu to niuanse mojego łowienia kleni na GUC. Zębaty nie certoli się ze mną ani minuty. Tnie mi moją ostatnią Rapalę z tej serii i odpływa w kierunku swojej kryjówki. Mam lekkiego doła, bo nie mogę znaleźć tych przynęt ostatnimi czasy, a i zębaty cierpi pewnie jak diabli. Dobrze, że nie mam zadziorów. Ten dzień zakończyłem z zerowym kontem. Ale powiem, że było jak zawsze świetnie.

***

Na nowym odcinku… Tak bym zatytułował opowiadanie jakbym miał zamiar pisać je z tej wyprawy. Ten odcinek miałem wizualnie namierzony już po przyjeździe do Anglii w 2006 roku. Jeździłem wtedy dużo po okolicy rowerem w celu rekreacyjnym. Przyszła, więc pora na szukanie nowych odcinków na Grand Union Canal. Mam nadzieję, że nowe odcinki będą lub są bardziej atrakcyjne pod względem wędkarskim niż mój stary teren. A więc zaczynam łowienie.

Na początek Lake Dorado. Potem Rapala JSR04 SSD. Próbuję złapać kontaktowe dno pod przynętą, ale jakoś nie mogę. Trochę się dziwię, więc dociążam wobler oliwką 4 gr. pół metra przed przynętą. To pozwala na szybsze zejście przynęty w głąb łowiska. Kilka rzutów i mam olśnienie!!! Ani razu nie puknąłem o dno nawet na środku kanału!!! Zakładam Rapalę Shad Rap Deep Runner’a 5 cm. i dociążam ją w ten sam sposób. Teraz dopiero mogę trochę opukać dno. Jestem ogólnie zadowolony. Taka głębokość łowiska sprawia, że można liczyć nie tylko na okazy klenia, ale także na piękne okonie i szczupaki.

Ale, czy ta woda takowe posiada?? Ogólnie stwierdzam, że odcinek jest trudny. Ta owa trudność objawia się równym brzegiem i brakiem większych podtopionych krzaków, które wcinają się w kanał. Brzeg porośnięty jest obficie roślinnością, drzewami, więc tak na ścisłość ryba może stać wszędzie i nigdzie.

To jest duży minus tego odcinka, bo wizualna prostota i czytanie kanału ma wielkie znaczenie przy nowych odcinkach. Wydaje mi się, że tutaj nie osiągnę dobrych efektów z marszu. Będę musiał wiele godzin spędzić, żeby poznać wodę i jej rybostan. Na tym odcinku łowiłem około dwóch godzin.

Mijałem i objawiałem wiele ciekawych miejscówek, które powinny mi dać upragnione branie, ale jednak tak się nie stało. Trochę jestem zdziwiony, trochę zmartwiony obrotem sytuacji. Najbardziej martwi mnie to, że nie wiem co mam w łowisku. Nie wiem nic, bo nic się nie działo. A powiem szczerze, że jak każdy pasjonata spinningu chciałbym wiedzieć co tutaj pływa. Widziałem co prawda spławiające się leszcze dochodzące na pewno do półtora kilograma wagi, ale pickera tutaj z pewnością nie postawię i nie pokuszę się o „patelnię” …

Wracam się. Pozostało dużo czasu do zmierzchu, więc postanawiam pojechać na River Gade. Mam po części po drodze i mogę jeszcze przy okazji obejrzeć odcinek w Watford. Jest tam kilka ciekawych miejscówek, więc prędzej czy później pojadę i tam przekonać się co on kryje. Dojeżdżam na miejsce.

Na początek w obroty biorę ujście. Od razu wstrzelam się w miejscówkę Rapalą JSR04 SSD. Pięknie chodzi i mam nadzieję, że coś tam uderzy pięknego. Kilka dobrych rzutów uświadamia mnie o tym, że nad wodą jest chyba za głośno i kleń czmychnął z tego odcinka w głąb kanału, bądź w dalsze odcinki River Gade. Podążam tropem i obławiam znane mi miejscówki dość dokładnie kombinując co prawda z przynętami, ale nie daję się zwariować.

Dochodzę do mojego dołu. Czaję się w zaroślach i obławiam woblerami owadzimi płytką płań, która wieczorami jest stołówką kleni polujących na owady. Próbuję upolować coś moimi cudeńkami prosto z Australii, ale nie mam efektów.

Co za dzień…

Zapinam Rapalę JSR04 SSD i dociążam ją oliwką z przodu. Kilka rzutów i mam wreszcie piękne kopnięcie. Nawet nie tnę. Kleń robi to za mnie i w dodatku poprawia pięknym odjazdem wzdłuż rzeki. Zatrzymuję go siłą i zaczynam szybkie pompowanie. Jeszcze chwila i mam go w podbieraku. Krótka sesja mierzenie i go wypuszczam. Miał 50 cm.

***

Ojjj… Wstyd mi wstyd. Miało być ekstremalnie, bo Maćka molestowałem, żebyśmy pojechali o 4 na klenie, aż tu nagle…

… spałem sobie jeszcze smacznie w łóżku, gdy o 4.40 budzi mnie Maćkowy sms mówiący, że spóźniam się już 40 minut!!!

– Niech to szlag!!! Zaspałem!!!! – myślę sobie zrywając się z łóżka z szybkością paralityka. Robię to szybko, żeby nie obudzić żony i małej córeczki, która jak śpi jest kochana.

Piszę szybko smsa, że już wychodzę. Ubieram się w przedpokoju i wychodzę. Sącząc jakiś płyn w białej butelce myślę nad tym jak to się stało. Dochodzę do skrzyżowania i dzwonię do Maćka, żeby po mnie przyjechał. Tak będzie szybciej. Zjawia się szybko i teraz mogę pokazać skruchę. Śmiesznie muszę wyglądać. Jedziemy w stronę Croxley, żeby zaparkować. Mamy wolny poniedziałek, więc nie udaje nam się znaleźć wolnego parkingu. Nieco zirytowani jedziemy w okolice The Grove i tam parkujemy. Będziemy łowić na starych śmieciach.

Pada. Ciągle leje. Dobrze, że żonka wczoraj kupiła mi „gumaczki” i mając płaszcz po same łydki mam dobrą ochronę przeciw wodzie. Większość sprzętu zostawiam w samochodzie. Biorę tylko dwa pudełka swoich pewniaków i ruszamy. Pierw obławiamy okolice mostu. Maciek nie lubi pierwszej miejscówki, bo nic tutaj nie złowił. Przekonuję go jednak do pozostania tutaj na tych dziesięć minut. Nic się nie dzieje, więc robimy szybki marsz w stronę mostu i łowimy z marszu. Kolejne minuty upływają w ciszy. Zero brań. Robimy odwrót i przenosimy swoją obecność w okolice The Grove Hotel. Tak łowię i powiem, że nie mogę się skupić na łowieniu. Po pierwsze mam wyrzuty sumienia za poranek, a po drugie nie mogę się obudzić. Marzy mi się gorąca kawa.

Mam pierwsze branie!!! Tak to kleń i to nawet ładny prosiak. Szybki hol, szybkie podebranie. Mierzę… 47 cm. Nie robię zdjęcia. Boję się o mojego Kodaka, tak mocno leje.

Idziemy dalej.

Kolejne miejscówki i kolejne puste miejsca. Dochodzimy do kolejnej miejscówki. Kilka rzutów i Maciek ma piękne branie. Kleń fajnie walczy, ale nie ma za bardzo szans z Maćkowym sprzętem i opanowaniem. Robię kilka fotek i zaczynam ponownie próbować. Testuje wobki Dorado, Rapala, Rebel… Na marne.

Tymczasem mój kolega szaleje!

Pierw kleń…

…potem ładny okoń… Wracamy się, bo czasu dzisiaj nie mamy za bardzo. Maciek zagląda w kilka miejsc i poprawia jeszcze raz kleniem.

Szaleniec z niego dzisiaj. Zaglądamy na River Gade. To jest jedno z tych miejsc, które czasami nie zawodzą. Pierw jak zwykle obławiamy ujście rzeki do kanału. Praktycznie wszystko robię już automatycznie i nie testuje już nowych przynęt. Trzymam się uparcie Rapali Jointed JSR04.

Jednak bez brań.

Deszcz nawet nie ustaje na chwilę. Może to i dobrze. Dobrze z tego względu, że nikt się nie kręci, a aura sprawia wrażenie ospałej…

…, ale nie dla Maćka. Maciek ma kolejne branie i swą świetną formę udowadnia kolejnym kleniem. Krótka piękna walka poparta jest skutecznym podebraniem klenia. Robię Maćkowi kilka zdjęć i „prosiak” odzyskuje wolność. Sprawdzamy jeszcze dół i kilometr górnego odcinka, ale nic się nie dzieje. Czas wracać. Wypogadza się. Dobry zwiastun przed rodzinnym wieczorem.

COPYRIGHT ©Przemek Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *