kleń

Każdy ma swoje 20 minut

Każdy ma swoje 20 minut. I nie ma w tym żadnej przesady. Jedni cieszą się ze złowienia rekordowej ryby. Inni ze zdobycia mistrzostwa koła czy okręgu. Jeszcze inni cieszą się przyrodą.
Ja natomiast oprócz obcowania z przyrodą cieszę się każdą rybą. Czy to będzie mały jazgarz złowiony na małego twisterka, czy to szczupak upolowany na wobler własnej bądź firmowej roboty.
Nie ma dla mnie reguł – każda ryba sprawia mi taką samą radość.
Po powrocie z Polski, zaraz na drugi dzień wybieram się na klenie. Bo co tu w domu robić, jak pogoda jest jaka jest. Dobrze, że nie pada tak jak wczoraj…
Dylematu z wyborem łowiska nie mam. Nie krzątam się w poszukiwaniu ryby tylko ustawiam się na moich bankowych miejscach, które zawsze trzymają duże klenie. Tylko, żeby dzisiaj chciałby brać.
Pierwsze rzuty wykonuję schematycznie i z góry wybranymi i sprawdzonymi przynętami.
Teraz nie mam ochoty na eksperymenty i akrobacje.
Będę polegał na tym co dał mi ten rok i to co dowiedziałem się o tutejszym łowisku i zwyczajach kleni.
Może pozwoli mi to w ocenie sytuacji i dobrania się do grubych obżartych kleni, które są tutaj i na pewno jak przyjdzie ich pora będą żerować. Po godzinie łowienia wiem, że nie będzie łatwo w dzisiejszym dniu. Nie miałem jeszcze kontaktu z rybą a to oznacza jedno – kleń nie bierze dzisiaj. I tak jest w rzeczywistości. Próbuję moich najlepszych wabików, wyciągam z dna pudełek dawno nie używane przynęty, ale to na marne.
Jest jeszcze cień szansy o zmierzchu, ale to są chwilę, kiedy zawsze coś może się dziać. Łowiąc dalej i kombinując w między czasie czekam na zmierzch, który zbliża się nie ubłagalnie.
Około godziny 21 czasu lokalnego mam pierwsze branie.
To na pewno kleń. Nie jest duży, ale zawsze coś. Kilka odjazdów i mam go w podbieraku. Mierzę 34 cm. długości. Wypuszczam go i zabieram się za dalsze łowienie, bo coś przeczuwam, że ryba zaczęła brać.

Kilka rzutów i ma kolejne branie. Teraz to nie było typowe kleniowe uderzenie tylko raczej przytrzymanie. Ryba po zacięciu energicznym susem ucieka w stronę środka kanału wybierając kilka metrów żyłki.
Podejrzewam, że to okoń. Jeszcze dwa, trzy odjazdy i ma go w okolicach podbieraka.
Jest naprawdę ładny chociaż do mojego rekordu z maja na pewno mu brakuję. Mam go wreszcie w podbieraku.
Robię szybko fotkę, mierzę go i wypuszczam. Miał 38 cm. długości. Ładna ryba… Na niestety ostatnie branie nie muszę czekać długo. Następny kleń wziął tuż przy drzewie. Jest mały, ale fajnie walczy. Zrobił nawet niezłe salto.
Podbieram go podbierakiem, mierzę i wypuszczam.
Miał 29 cm. długości. Po tym kleniu brania ustają, jak nożem uciął.
Czyli miałem swoje dwadzieścia minut.

Przemek Szymański

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *